Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/149

Ta strona została przepisana.

do Condray i o lodowniku Arctic, kruszącym lody pomiędzy wielkim lądem a Wyspą Księcia Edwarda. Nadto opowiadał, zasłyszane niegdyś od matki historje o życiu na dalekiem południu, gdzie wody nigdy nie zamarzają; mówił też, że gdy umrze, dusza jego będzie spoczywać na białej, ciepłej płaskoci piaszczystej, nad którą kołyszą się drzewa palmowe. Chłopcom myśl ta wydawała się nader dziwną u człowieka, który w życiu swem nigdy nie widział palmy. Ponadto przy każdym posiłku stale zapytywał Harveya, i to jedynie Harveya, czy smakowało mu to, co on ugotował; pytanie to zawsze pobudzało do śmiechu „drugą połowę“. Jednakowoż zdanie kucharza cieszyło się tu wielkim szacunkiem, w następstwie czego wszyscy w głębi serc uważali Harveya niejako za przesłannika szczęścia.
A gdy Harvey nasiąkał wiedzą o rzeczach, dotąd mu nieznanych, i z każdym łykiem świeżego powietrza nabierał coraz to więcej hartu i zdrowia, tymczasem We’re Here wędrował swojemi drogami, pilnując swych spraw na Rewach, a srebrno-szare pokłady gęsto stłoczonych ryb rosły coraz to wyżej w składnicy. W żadnym dniu robota nie wychodziła ze zwykłego trybu, jednakże często-gęsto trafiał się połów zgoła przeciętny.
Oczywiście człowiek cieszący się taką reputacją, jak Disko, był ustawicznie podpatrywany — czyli „badany“, jak się wyrażał Dan — przez swych sąsiadów, jednakże miał on tyle sprytu, że zawsze im się wy-