Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/162

Ta strona została przepisana.

wodzeń zaświecił w oczach Saltersa, który właśnie nabijał fajkę pokrajanym tytoniem.
— Jest to nielada cnota utrzymać w kużdej rzeczy rozeznanie — rozgadał się Długi Dżek, usiłując zażegnać burzę. — O tem przekonał się Steyning, kiej posłał Counahana jako szypra na statku Marilla D. Kuhn zamiast by miał nim być Cap; Newton miał rwanie w kościach i nie mógł jechać. A onego myśmy przezywali „Counahan Żeglarz.“
— Gdy Nick Counahan bawił na okręcie, nie było nocy, by nie widziano go zalanego rumem — ozwał się Tom Platt, bawiąc się ołowianką. — Miał on zwyczaj wałęsać się koło domów handlowych w Bostonie i szukać takiego pana, któryby go zrobił kapitanem holownika za jego zasługi. Sam Coy, ten z Atlantic Avenue, uwierzył jego łgarstwom i przez rok czy więcej dawał mu wyżerę. Counahan Żeglarz! Phi! Phi! umarł chyba z piętnaście lat temu?
— Siedemnaście, tak mi się widzi. Umarł w tym roku, w którym zbudowany został Caspar M’Veagh. Jednakże on w żadnej rzeczy nie umiał utrzymać miary. Steyning wziął go dla tej racyji, dla której złodziej ukradł gorący piecyk... bo w tę porę akurat, nic inszego nie było do wzięcia. Ludziska wszyścy byli na Ławicach... więc Counahan najął se, jako załogę, wszelką zbieraninę. Hej, było-ż tam rumu! Można było pływać na Marilli, jak u Pana Boga za piecem, tyle tam oni mieli zapasów. Wyjechali z bostońskiej motławy, w stronę Wielkiej