Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/173

Ta strona została przepisana.

ROZDZIAŁ  VII.

Nazajutrz spotkali większą ilość żaglowców — wszystkie kołowały zwolna z północo-wschodu ku zachodowi. Lecz w sam raz gdy spodziewano się wpłynąć na snadzizny koło „Dziewicy“, na morzu legła zwarta zapora mgły, wobec czego musiano zarzucić kotwicę. Wokół rozlegały się pobrzęki niewidzialnych dzwonów. Nie zajmowano się zbytnio rybołowstwem, tylko i tu owdzie czółna rybackie spotykały się wzajem z sobą i dzieliły się nowinami.
Owej nocy, tuż przed świtem, Dan i Harvey, którzy wałkonili się przez większą część dnia, wypełzli z legowisk, ażeby „zahaczyć“ nieco pierożków. Mogliby wprawdzie czynić to jawnie — jednakże zdobyte w ten sposób lepiej im smakowały, zwłaszcza że pobudzało to kucharza do gniewu. Gorąco i zaduch skłoniły ich do wyjścia, wraz ze zdobyczą, na pokład. Zastali tam Diska, bijącego w dzwon. Ujrzawszy Harveya, Disko przekazał na niego tę funkcję, mówiąc:
— Bij, ile wlezie. Zdaje mi się, że coś słyszę. Jeżeli do czegoś przyjdzie, najlepiej, żebym był tam, gdzie mogę przystąpić do rzeczy.