— Panie Milson, jedziemy zaraz najkrótszą drogą. Wagon prywatny... wprost... na Boston. Proszę wyszukać połączenie.
— Właśnie o tem myślałem.
Sekretarz zwrócił się do maszynistki i oczy ich się spotkały (z tego wyrosła później nowa powieść, nie mająca wszakże związku z niniejszą). Ona spojrzała wzrokiem badawczym, niedowierzając jego pomysłowości. On jej dał znak, by zasiadła do Morse’a — podobnie jak generał posyła brygady na teren działań wojennych. Potem gestem, jaki spotyka się u muzyków, rozgarnął włosy, spojrzał w sufit i zabrał się do pracy... a tymczasem białe paluszki panny Kinzey wprawiały w ruch cały kontynent Ameryki.
— K. H. Wade Los Angeles. — „Konstancja“ jest w Los Angeles, prawda, panno Kinzey?
— Tak! — potwierdziła panna Kinzey, skinąwszy głową, nie przerywając wszakże swego turkotliwego zajęcia. Sekretarz spojrzał na zegarek.
— Czy już gotowe? Przysłać tutaj prywatny wagon „Konstancję“, urządzić specjalnie do wyjazdu stąd w niedzielę, żeby mieć czas na połączenie ze specjalnym pociągiem nowojorskim w Chicago ulica XVI przyszły wtorek.
Stuk! stuk! stuk! stuk!
— Czy pan nie może znaleźć lepszego połączenia?
— Niestety niepodobna. Jazda stąd do Chicago zabierze im sześć godzin czasu. Przez kierunek ku wschodowi
Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/228
Ta strona została przepisana.