Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/246

Ta strona została przepisana.

Penna i stryja Saltersa, manewrujących takielażem. Dan windował na pokład kosze, napełniane przez Długiego Dżeka i Tomasza Platta, a Harvey, trzymając w ręku notatnik, reprezentował interesy szypra, wobec kontrolera wagi na nabrzeżu.
— Gotów! — zawołano zdołu.
— Ciąg! — krzyknął Disko.
— Hej! — odzywał się Manuel.
— Już! — odpowiadał Dan, windując kosz.
Następnie słychać było czysty i świeży głos Harveya, zapisującego wagę.
Wkońcu wyrzucono ostatek ryb, a Harvey skoczył najkrótszą drogą, z sześciu stóp wysokości, z liny na linę, i wręczył Diskowi rachunek, krzycząc:
— Dwieście dziewięćdziesiąt siedem — a zsyp wypróżniliśmy już do cna!
— Ile jest wszystkiego razem, Harveyu? — spytał Disko.
— Osiemset sześćdziesiąt pięć, co daje trzy tysiące sześćset siedemdziesiąt sześć dolarów i dwadzieścia pięć centów. Teraz to mi się jeszcze należy part i zapłata!
— No, przecie nikt nie mówi, żeś na nią nie zasłużył, Harveyu. Czy nie skoczyłbyś do biura Wouvermana i nie zaniósłbyś mu naszych rachunków?
— Kto jest ten chłopak? — ozwał się Cheyne do Dana, który był przyzwyczajony do najróżnorodniejszych pytań ze strony leniwych gamoniów, zwanych letnikami.