Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/273

Ta strona została przepisana.

trzech kolei żelaznych i umyślnie zniszczenie czwartej. Wspominała o parowcach, osiedlach, lasach i rudnikach tudzież o ludziach wszelakiej narodowości, którzy je obsługiwali, wznosili, wyrąbywali lub wykopywali. Napomykała o zasobach olbrzymiego bogactwa, przewalających się przed oczyma które ich nie potrafiły dostrzec, albo też utraconych przez zwykły przypadek. A w całym tym opętanym wirze zdarzeń posuwał się — tędy i owędy — tam i sam — czasami konno, częściej pieszo — niekiedy okrętem lub pociągiem — to bogacz to nędzarz — to poborca, to restaurator, to dziennikarz, to maszynista, dobosz, agent, polityk, głodomór, szynkarz, właściciel kopalni, handlowiec, hodowca bydła lub włóczykij — pan Harvey Cheyne senjor we własnej osobie, sprawny i spokojny poszukiwacz własnych celów oraz (jak się sam wyraził) chluba i podpora swego kraju.
Opowiadał mu o wierze w dobrą swą gwiazdę, która go nigdy nie opuszczała, nawet gdy znajdował się nad urwistym brzegiem rozpaczy — o wierze, pochodzącej ze znajomości ludzi i spraw ludzkich. Rozwodził się, jakby mówiąc z samym sobą, nad swoją niezwykłą odwagą i pomysłowością we wszelkich tarapatach. Rzecz ta była w jego umyśle tak oczywistą, że wspominając o niej, nawet nie zmieniał głosu. Opisywał wypadki, w których bądź swoich wrogów wywiódł w pole, bądź też przebaczał im wspaniałomyślnie, zależnie od tego, czy oni sami wpierw zwodzili go, czy