Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/285

Ta strona została przepisana.

zwiska osób drogich im a już nieżyjących... jest ich 117 (wdowy rozwarły szerzej źrenice i zaczęły spoglądać jedna na drugą). Gloucester nie może się pochwalić potężnemi fabrykami lub faktorjami; synowie tego miasta zdobywają sobie zarobek, jaki daje im morze... a wszyscy wiedzą, że ani Georges ani Ławice nie są pastwiskami dla bydła. Najszczytniejszym obowiązkiem, jaki mogą wypełnić ludzie znajdujący się na lądzie, jest przyjście z pomocą wdowom i sierotom. Po kilku jeszcze uwagach ogólnych mówca skorzystał ze sposobności, by imieniem miasta podziękować tym, którzy przejęci duchem społecznym, zgodzili się brać udział w obchodzie.
— Niecierpię tych żebraczych kawałów — sarknął Disko. — Daje ona ludziom niepiękne wyobrażenie o nas.
— Gdyby ludzie nie byli trzymani krótko, gdy jest po temu sposobność — odrzekł Salters, — to zgodnie z naturą rzeczy, musieliby narażać się na wstyd. Weź to sobie za przestrogę, młokosie. Bogactwa trwać będą tylko parę miesięcy, jeżeli będziesz je trwonił na zbytki...
— Ale gdy się utraci wszystko... wszystko... — ozwał się Penn, — cóż wtedy można począć? Pewnego razu — (modre oczy wpatrywały się coraz to w inne punkty, jak gdyby szukając punktu oparcia) pewnego razu czytałem... zdaje mi się, że w jakiejś książce... o statku, którego załoga zatonęła... oprócz jednego... który mi mówił...