Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/297

Ta strona została skorygowana.

wierzchowca za uzdę. Poczciwiec nie pozwalał nikomu się wyręczać w troskliwości o wszelkie potrzeby Harveya.
— Ależ tu mgła jak na Ławicach, prawda, doktorze? — zagadnął go Dan przychylnie.
Jednakże czarny Celt, obdarzony dwojakim zmysłem wzroku, zdawał się niezdolny do dania jakiejkolwiek odpowiedzi, póki nie pochwycił Dana za ramię i po raz dwudziesty nie zakrakał mu w ucho starem proroctwem:
— Pan — sługa... Zwierzchnik — podwładny... Pamiętasz, Danie Troop, com ci mówił na pokładzie We’re Here?
— No, nie będę przeczył, że jak dotąd, bezmała się to sprawdza, — przyznał Dan. Ale We’re Here był sprawnym stateczkiem i bądź co bądź zawdzięczam mu wiele... jemu i tatkowi.
— Ja również — dodał Harvey Cheyne.

KONIEC.