Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/33

Ta strona została przepisana.

mi na łapę dziesięć dolarów, wedle tego co mi tu pedasz. Kto wie, może wtedy nawet mi ich nie da!
— Dziesięć dolarów! Co znowu! przypatrz się pan, ja...
To mówiąc, Harvey zagłębił rękę w kieszeni, szukając zwitku banknotów... lecz wyciągnął jedynie rozmokłe pudełko z papierosami.
— Szmuglowane i niezdrowe na płuca! Ciśnij je w morze, smyku, i próbuj na nowo.
— Ukradziono! — krzyknął Harvey zapalczywie.
— Więc chyba będziesz musiał czekać, aż się znów obaczysz ze swym tatą, ażeby mnie wynagrodzić?
— Sto trzydzieści cztery dolary... wszystko mi skradziono! — jęczał Harvey, przetrząsając zawzięcie wszystkie kieszenie. — Oddaj mi je!
Surowe oblicze starego Troopa dziwnie zmieniło się na chwilę.
— I cóżeś ty, smyku, w tak smarkatym wieku robił z temi stu trzydziestu czterema dolarami?
— Była to część kwoty, jaką otrzymywałem miesięcznie... na drobne wydatki.
Harvey mniemał, że słowa te wywrą skutek piorunujący; tymczasem okazało się, że był to strzał — chybiony.
— Hoho! Sto trzydzieści cztery dolary to ino cząstka kwoty przeznaczonej na drobne wydatki... i to ino na jeden miesiąc! Nie przypominasz sobie, czy nie uderzyłeś się o co, kiej spadałeś z okrętu? Na ten przykład, czy nie rozbiłeś się o jaki słupek? Stary