Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/41

Ta strona została przepisana.

ruszył — (Dan miał tu na myśli czyszczenie okien). — Ale Slatin Beeman, jak mówią, jest właścicielem bodaj wszystkich kolei na Long Island; powiadają też, że zakupił prawie połowę New-Hamsphire, ogrodził to wszystko drutami i napchał tam kupę lwów, tygrysów, niedźwiedzi, bawołów, krokodyli i innych zwierzaków. Slatin Beeman to milejoner! Widziałem-ci ja jego wagon. No i cóż?
— No, w takim razie mój ojciec jest tak zwanym multi-miljonerem i ma dwa wagony prywatne. Jeden nosi moje imię: „Harvey“, a drugi imię mojej matki: „Konstancja“.
— Poczekaj chwilkę! — przerwał Dan. — Tato nie pozwala mi się zaklinać, ale myślę, że tobie wolno to zrobić. Zanim pogadamy o dalszych sprawach, masz powiedzieć, że... bodajbyś zginął, jeżeli łżesz.
— Tak jest — odpowiedział Harvey.
— To nie wystarcza. Powtórz za mną: „Bodajbym zginął, jeżeli nie mówię prawdy." — Bodajbym zginął na miejscu, — rzekł Harvey, — jeżeli każde słówko, jakie powiedziałem, nie zawiera najszczerszej prawdy.
— Więc naprawdę miałeś przy sobie aż sto trzydzieści cztery dolary? — spytał Dan. — Słyszałem, jakeś o tem gadał tatkowi... i tylko patrzyłem, czy cię nie połknie jakowaś ryba, niby Jonasza.
Harvey, czerwony na twarzy jak burak, jął upewniać go o prawdziwości swych słów. Dan był — wedle wła-