Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/86

Ta strona została przepisana.

słyszał wcale rozkazów, conajwyżej niekiedy coś tam mruknął Troop, kończąc zawsze:
— Dobrze, synku!
— Alboś to nigdy wpierw nie widywał, jak podnoszą kotwicę? — przemówił Tom Platt do Harveya gapiącego się na wilgotny paruch fokżagla.
— Nie. Gdzież to jedziemy?
— Łowić ryby, szukać nowego stanowiska... co sam będziesz rozumiał, nim pobędziesz tydzień na okręcie. Dla ciebie wszystko to nowość... ale człek nigdy nie wie, co mu ta kiedy przypadnie. Na ten przykład weźmy mnie... Tomka Platta... nigdybym-ci nie pomyślał... że...
— Lepsze-ć to, niż czternaście dolarów miesięcznie i kulka w brzuch — ozwał się Troop, stojący przy kole sterowem. — Niechno dostojna osoba tem się pocieszy!
— Lepsze-ć dolary i centy — odparł były marynarz, coś tam manipulując koło dużego kliwru, do którego przywiązany był drewniany drążek. — Ale o tem nie myśleliśmy wcale, jakeśmy obracali kołowrót na Miss Jim Buck[1], wbok od motławy Beaufort... kiedy to z Fort Macon prano pociskami armatniemi w naszą rufę, a nadobitkę szarpała nami wściekła wichura. Gdzieżeś ty bywał wtedy, Disko?

— Tutaj, albo gdziesik w tych stronach — odpowiedział Disko, — zapracowywałem sobie chleb po-

  1. Gemsbock U.S. (Przypisek autora). Gemsbock — kozieł skalny.