...„Brakło mi także towarzystwa, bo owi rybacy, jakkolwiek każdy z nich, pojedyńczo wzięty, tytułuje się „kaptein“ byli to najprostsi ludzie, jakich widziałem w Ameryce. Co mi to za kapitan, który na ręku i na piersiach jest, według zwyczaju amerykańskich majtków, tatuowany błękitną i czerwoną farbą, w kotwicę i w rozmaite napisy!“...
Tak w swych przepysznych „Szkicach amerykańskich“ utyskiwał nasz wielki pisarz, późniejszy laureat Nobla, Henryk Sienkiewicz, gdy znalazł się w małej osadzie rybackiej Anaheim-Landing nad brzegami Oceanu Spokojnego. W osadzie tej, na którą składało się sześć chat i karczma, „nie bardzo było co jeść“, a że Polak bywa zły, gdy jest głodny, więc i korespondent „Gazety Polskiej“ a w jednej osobie i ówczesny autor „Szkiców węglem“ musiał być hipochondrycznie usposobiony, skoro nie tylko polskich Buraków z Baraniejgłowy, ale i amerykański prosty ludek w tak beznadziejnych malował barwach. Dowiadujemy się bowiem z innych miejsc tegoż Sienkiewiczowskiego szkicu, że owi „kapitanowie“ nie dość iż są tatuowani jak sam Azja Tuhajbejowicz, ale mają jeszcze inne wady: lubią pić (za kufel piwa można od nich zdobyć wszelką obietnicę), grają „po całych dniach“
Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/9
Ta strona została skorygowana.
OD TŁUMACZA.