Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

— On powiada: „Napiszcie nazwę szkoły i ilość pieniędzy na papierze i dajcie mu to. Mówi także, że pan musi pod tem napisać swoje nazwisko, bo on za kilka dni napisze do pana list. On mówi, że pan jest dobry człowiek. Powiada, że ten drugi człowiek jest głupi. Chce odejść“.
Lama powstał nagle. — Idę dalej szukać mojej Rzeki, — krzyknął i odszedł.
— Gotów wpaść pomiędzy straże — zawołał ojciec Wiktor, zrywając się po odejściu Lamy — ale nie można również zostawić tu chłopca samego.
Kim zrobił szybki ruch, żeby wybiec, ale się powstrzymał. Nie słychać było żadnych nawoływań na dworze. Lama zniknął.
Kim ułożył się, wygodnie na księżowskim hamaku. Bądź co bądź Lama przyrzekł trzymać się radżputajskiej kobiety z Kulu, a o resztę nie dbał. Podobało mu się, że obaj Ojcowie byli tak widocznie podnieceni. Mówili długo przytłumionym głosem, ojciec Wiktor przedkładał jakiś projekt Bennettowi, który zdawał się mu nie ufać. Wszystko to było nowe i ciekawe, ale Kim zaczął uczuwać senność. Potem zawołali różnych ludzi do namiotu, między innymi był tam pewnie i ów pułkownik, jak przepowiadał jego ojciec, i zadawali mu nieskończoną ilość pytań, zwłaszcza dotyczących kobiety, która go wychowywała. Kim odpowiadał na wszystko dokładnie i wyczuwał, że nie uważali tej kobiety za dobrą opiekunkę.
W każdym razie było to najnowsze z jego doświadczeń. Prędzej czy później, skoro zechce, będzie się mógł ukryć w wielkich szarych niezmierzonych obszarach Indji, ratując się ucieczką z pośród namiotów, księży i pułkowników. Tymczasem, korzystając z wrażenia, jakie jego pojawienie się wywołało w obozie Sahibów, będzie