o bogini imieniem Marja, która — jak skombinował — była tem samem, co Bibi Miriam w religji Ali Mahbuba. Nie okazał też wzruszenia, kiedy po nauce ojciec Wiktor chodził z nim od sklepu do sklepu, kupując różne szczegóły jego wyprawy; ani nie skarżył się, gdy zazdrośni dobosze kopali go za to, że idzie do wyższej szkoły, lecz pełen ciekawości oczekiwał dalszych wypadków. Poczciwy ojciec Wiktor odprowadził go na dworzec, wsadził do pustego przedziału drugiej klasy obok przedziału pierwszej, w której jechał pułkownik Creighton i życzył mu powodzenia z szczerym uczuciem.
— Zrobią z ciebie w St. Xavier człowieka białego, O’Hara — i mam nadzieję dobrego człowieka. Wiedzą już tam o twoim przyjeździe, a Pułkownik będzie uważał, byś się gdzie nie zgubił, lub nie zbłąkał po drodze. Dałem ci parę objaśnień w sprawach-religijnych — jak mi się zdaje — i pamiętaj, jeśli cię spytają o religję, powiedz, że jesteś katolikiem. Mów lepiej, że rzymskim katolikiem.
Kim wypalił masę papierosów — był na tyle przezorny, że się w nie zaopatrzył i leżał, myśląc, na ławce. Ta samotna jazda, jakże była inna od owej wesołej podróży w trzeciej klasie z Lamą.
— Sahibowie nie umieją rozkoszować się podróżą — dumał. — Hai mai! Przenoszę się z miejsca na miejsce, jak piłka. Taki już mój „Kismet“. Nikt nie zdoła uniknąć swego „Kismet“ (przeznaczenia). Ale ja mam się modlić do Bibi Miriam i jestem Sahibem — myślał, patrząc żałośnie na swoje buty. — Nie, ja jestem Kim. Co to jest Kim? Począł zastanawiać się nad swoją istotą czego nigdy jeszcze dotychczas nie czynił, tak długo, aż mu się w głowie zamąciło. Był mało znaczącą osobą w tym
Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.