Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

wielkim gwarnym wirze Indji — jadąc na południe; po jaki los?... tego nie wiedział.
Następnie posłał po niego Pułkownik i rozmawiał z nim długo. Kim, o ile mógł zrozumieć, miał być pilny i wstąpić do biura wywiadowczego Indji, jako urzędnik. Jeśli się będzie dobrze sprawował i zdawał odpowiednie egzamina, będzie mógł w siedemnastym roku życia zarabiać trzydzieści rupji miesięcznie, a pułkownik Creighton przyrzeka mu znaleźć odpowiednie zajęcie.
Kimowi zdawało się zrazu, że rozumie jedno słowo na trzy z tej rozmowy. Pułkownik, widząc po chwili, że chłopak nie rozumie go, zaczął mówić płynnym i obrazowym narzeczem urdyjskiem, poczem Kim czuł się zadowolony. Nie mógł być głupcem człowiek, który tak dobrze znał ten język, który poruszał się z taką godnością i spokojem i którego oczy tak się różniły od tępych, okrągłych oczu innych Sahibów.
— Tak, a ponadto musisz nauczyć się spamiętywać drogi, góry i rzeki, a potem w odpowiedniej chwili rysować na papierze. Wtedy może pewnego dnia, kiedy już zostaniesz urzędnikiem, powiem ci, gdy będziemy wspólnie pracować razem: „Idź za te góry i zobacz, co się za niemi kryje“. — Wtedy ktoś powie: „W tych górach żyje złe plemię, które zabija urzędnika, jeśli ten będzie podobny do Sahiba“. Cóż ty wtedy zrobisz?
Kim zamyślił się. Czy dobrze zrobi, jeżeli odpowie zgodnie z zapytaniem Pułkownika?
— Powtórzę to, co tamten człowiek powiedzia
— Ale gdybym ci na to odpowiedział: „Dam ci sto rupji za wiadomości o tem, co leży za temi górami — za rysunek rzeki, krótkie sprawozdanie