Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie kochasz? Idź już, bo mi serce pęka z żałości... Ja wrócę jeszcze. Napewno tu jeszcze wrócę.
Lama przyglądał się, jak „ticca garri“ wjechała na dziedziniec i odszedł zwolna, zażywając tabakę za każdym krokiem, raz po razie.
Bramy Nauki zamknęły się z hałasem.

Chłopiec urodzony i wychowany w Indjach ma swoje własne maniery i obyczaje, które nie podobne są do zwyczajów w innych krajach, a nauczyciele jego starają się poznać go i zbliżyć do niego za pomocą sposobów, których profesor angielski nie mógłby zrozumieć.
Dlatego nie byłoby zajmujące opisywać doświadczenia Kima, jako ucznia szkoły St. Xavier, wpośród dwustu czy trzystu chłopców, z których przeważna część nigdy nie widziała morza. Wyszedłszy raz po za obręb szkoły, gdy panowała cholera w mieście, został ukarany według regulaminu szkoły. — Stało się to, zanim jeszcze nauczył się pięknie pisać po angielsku, gdy szukał ulicznego pisarza. Karany też był za palenie tytoniu i za używanie obelg, jakich jeszcze w St. Xavier nie słyszano. Uczono go myć się ze skrupulatnością młodych Lewitów, jak nakazują zwyczaje krajowców, w których przekonaniu Anglik jest raczej brudasem. Płatał też przyjętym w szkole zwyczajem różne figle cierpliwej służbie, kulisom, obsługującym w sypialniach chłopców ogromne wachlarze, zwane „punkah“, służące do przewietrzenia sal, gdy chłopcy obijali się po salach w czasie gorących nocy, opowiadając sobie historje do białego rana, on zaś z cierpliwością mierzył swą wartość, porównując się z towarzyszami.
Byli tam synowie podrzędnych urzędników kolejowych, telegraficznych i komunikacyjnych,