Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ VIII

— A zatem w imię Boże, zmień błękit na czerwień — rzekł Mahbub, czyniąc przytyk do hinduskiego koloru na wyniszczonym turbanie Kima.
Kim odpowiedział mu starym przysłowiem: „Ja zmienię wiarę i strój, ale ty mi za to zapłacisz“.
Handlarz począł się tak śmiać, że omal nie spadł z konia. W jednym ze sklepów na przedmieściu dokonano przemiany i Kim, zewnętrznie przynajmniej stał się teraz muzułmaninem.
Mahbub najął pokój, tuż naprzeciw stacji kolejowej i posłał po gorącą kolację, doskonale przyprawioną migdałami z mlekiem i zakończoną cienko krajanym tytoniem z Lucknow na deser.
— To lepsze od strawy, jaką jadłem ze Sikhem — mówił Kim, leżąc na łóżku i przeciągając się rozkosznie. — Nawet w „madrissah“ nie dawano tak doskonałego jedzenia.
Mahbub opychał się wielkiemi kawałami duszonego mięsiwa, zaprawionego korzeniami, smażonego w tłuszczu z kapustą i cebulą.
— Ale opowiedz mi wprzód dokładnie i wiernie, w jaki sposób uciekłeś? Bo, Przyjacielu całego Świata — tu popuścił pasa — nie zdaje mi się, aby ucieczka Sahiba i to syna Sahiba często się tam wydarzała.
— Jakżeby oni mogli uciekać? Nie znają przecież kraju... To była bagatela — rzekł Kim i rozpo-