Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

wiązku odpłacić się otoczeniu uprzejmością za ich uprzejmość.
— Widzę i słyszę — odparł Kim.
Wójt spojrzał na niego w chwili, gdy Kim rozmawiał z dziewczyną odzianą w błękitny kostjum, która dokładała chróst do ogniska.
— On także szuka swojego — objaśnił Lama. Nie Rzeki, ale Byka. Ma to być Byk Czerwony na zielonem polu, który go uczyni jakimś dostojnikiem. Zdaje mi się, że on nie bardzo należy do tego świata. Został mi zesłany nagle do pomocy w mojem szukaniu, a nazywają go Przyjacielem całego Świata.
Kapłan uśmiechnął się.
— Hej tam! Przyjacielu całego świata! — zawołał po przez kłęby dymu o ostrym zapachu — coś ty za jeden?
— Jestem uczniem tego Świątobliwego — odparł Kim.
— On mówi, żeś ty jest „but“ (duchem).
— A czyż „but“ mogą jeść? — pytał go Kim, mrużąc złośliwie oczy. — Bo jestem głodny.
— To nie żarty — zawołał Lama. — Pewien astrolog z tego miasta, którego nazwę już zapomniałem...
— To było w Umballi, gdzieśmy wczoraj spali, — podszepnął mu przypominając Kim.
— Tak, to było w Umballi. — Otóż astrolog ten zrobił przy nas horoskop i powiedział, że mój chela dopnie swego celu za dwa dni. — Ale co to on mówił o znaczeniu gwiazd, Przyjacielu całego Świata?
— Kim chrząknął i rozejrzał się po obecnych.
— Moja gwiazda oznacza wojnę — rzekł pompatycznie.
Niektórzy z obecnych uśmiechnęli się patrząc na jego małą figurkę w łachmanach, przechadza-