Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc oni zwrócili się przeciw kobietom i dzieciom?... To był czyn zły, za który czeka nieunikniona kara.
— Niektórzy starali się uniknąć rozlewu krwi, ale nie udawało się im to. Byłem wtedy w pułku kawalerji, który się zbuntował. Z sześciuset ośmiudziesięciu szabel, ilu zostało przy broni? Jak myślisz?.. Trzech... A jednym z tych trzech byłem ja.
— Tem większa twoja zasługa.
— Zasługa? Nie uważano tego wówczas za zasługę. Moi krewni, moi przyjaciele, moi bracia, opuścili mnie. Mówiono wtedy: „Przyszedł na Anglików koniec. Niech każdy troszczy się o siebie samego. Ale ja rozmawiałem z ludźmi z Sobraon i z Chillianwallah, z Moodkee i z Ferozeshah. Mówiłem im: Poczekajcie trochę, a wiatr się zmieni. Niedobra to sprawa. W tych czasach przejechałem na koniu siedmdziesiąt mil, trzymając na siodle pewną angielską damę i jej dziecko. (Hej, co to za koń był dla dobrego jeźdźca!) odwiozłem ją w bezpieczne miejsce i powróciłem do mego oficera, jedynego z naszych pięciu oficerów, którego nie zabito. Daj mi jakie zajęcie, bo jestem wyklęty pośród swoich krewnych i krwią moich braci zbroczyłem szablę. Bądź spokojny, rzekł. Dokonaliśmy wielkiego dzieła. Gdy ten szał minie, przyjdzie nagroda.
— Tak, gdy szał minie, przyjdzie nagroda... ale czy tylko napewno? — mruknął Lama pod nosem nawpół do siebie.
— Wtedy nie obwieszano jeszcze medalami każdego, co przypadkiem słyszał huk armat... Brałem udział w dziewiętnastu walnych bitwach; w czterdziestu sześciu utarczkach konnych; a małych potyczek to nie pamiętam. Otrzymałem dziewięć ran, jeden medal, cztery odznaki i jeden order