Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

który noszę, bo kapitanowie moi, którzy teraz są jenerałami, przypomnieli sobie o mnie, gdy cesarzowa Indji skończyła pięćdziesiąty rok swego panowania, a cały kraj radował się z tego. Powiedzieli oni wtedy: — „Dajcie mu order Brytyjskich Indji!“ Noszę go teraz na szyi. Mam także jaghir“ (kawał ziemi) od rządu — jako dar dla mnie i dla moich. Ludzie z dawnych czasów (są teraz wysokimi urzędnikami), przyjeżdżają nieraz do mnie, konno na pięknych dużych koniach, tak, że cała wioska widzi ich, i rozmawiamy wtedy o przebytych bojach, a jedno wymienione imię zmarłego przywodzi zaraz drugie na pamięć...
— A potem? — zapytał Lama.
— Och, potem odjeżdżają sobie, ale cała wieś widzi ich..
— A potem co myślisz robić?
— Potem umrę.
— A potem?...
— Niech się o to troskają bogowie. Nigdy nie naprzykrzałem się im modlitwami, więc sądzę, że i oni nie będą mnie dręczyć. Bo widzisz, zauważyłem w mojem długiem życiu, że ci, którzy wiecznie dokuczają Mocom Nadziemskim skargami i prośbami, modlitwami i płaczem, zostają szybko wysyłani na drugi świat, jak nasz pułkownik zwykł był wyprawiać tam różnych długojęzycznych ludzi, którzy gadali za dużo. Nie, nigdy bogom się nie narzucałem. Oni mi tego nie zapomną i dadzą mi spokojne miejsce, gdzie będę mógł wywijać lancą w cieniu i oczekiwać przybycia moich synów. Mam ich aż trzech, wszyscy są majorami w swoich pułkach.
— I oni też, wpleceni w Błędne Koło Wszechrzeczy, przechodzą z jednego życia w drugie... —