teraz na drogę Zbawienia, która wiedzie do Wyzwolenia. Usłuchaj Najdoskonalszego Prawa i nie baw się w błahe marzycielstwo.
— Mów dalej, starcze — uśmiechnął się żołnierz, nawpół salutując, — wszyscy my z wiekiem stajemy się gadułami.
Lama usiadł w cieniu magnolji, a cienie jej liści chwiały się, pieszcząc mu twarz. Żołnierz siedział sztywno na koniu, a Kim położył się w zagłębieniu między krętemi korzeniami, upewniwszy się, że niema tam wężów.
Słychać było cichy szmer budzącego się życia w gorącem świetle porannego słońca, gruchanie gołębi i senne skrzypienie żórawi studziennych dolatywało przez pola. Lama zaczął wówić wolno i wyraźnie. Po dziesięciu minutach żołnierz zsunął się z konia, aby móc lepiej słyszeć, i siadł, opierając głowę na rękach. Głos Lamy słabł, znużenie stawało się w nim coraz widoczniejsze. Kim obserwował pilnie jakąś szarą wiewiórkę. Gdy małe stworzenie o połyskującej sierści przytuliło się do pnia i znikło w dziupli, kaznodzieja i słuchacz spali już na dobre; stary oficer opierając swą krótko przystrzyżoną głowę na ramieniu, a Lama złożywszy swoją w zagłębienie pnia, w którym błyszczała, jak żółta kość słoniowa.
Małe dziecko podeszło do nich i stanęło przejęte nagłem uczuciem szacunku, oddało uroczysty pokłon przed Lamą, ale było tak małe i grube, że przewróciło się na bok. Kim śmiał się z jego grubych nóżek, któremi wywijało bezradnie w powietrzu. Dziecko przestraszone i zagniewane rozpłakało się w głos.
— Haj, haj, — zawołał żołnierz, zrywając się na nogi. — Co to jest? Jaki rozkaz? Tu.... aa....
Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.