Strona:Rudyard Kipling - Kim T2.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

zawsze wyliczyć potrzebne mu odległości. Żeby zachować w pamięci ilość tysiąca kroków, doświadczenie Hurree Chundera pouczyło go, że niema nic lepszego w tej mierze nad różaniec, złożony, z ośmdziesięciu i jeden, albo stu ośmiu paciorków, dlatego że „cyfry te były podzielne i pod-podzielne przez różne mnożniki i pod-mnożniki”. Po przez skażoną angielszczyznę, w jakiej opowiadał mu to Hurree, Kim chwytał ogólny sens opowiadania, które go wielce zainteresowało. Ukazano mu nowy zawód, którego można było nauczyć się, a to spojrzenie w daleką perspektywę roztaczającego się przed nim świata wskazało mu, że im człowiek więcej posiada wiadomości, tem lepiej jest dla niego.
Półtoragodzinny wykład swój skończył „Babu” w ten sposób: — Spodziewam się, że pewnego dnia będę mieć przyjemność poznania się z panem na drodze „oficjalnej”. Ad interim zaś, jeżeli mu wolno użyć tego wyrażenia, pozwolę sobie ofiarować panu to pudełko z betelem, który jest bardzo cennym artykułem, a na który wydatkowałem przed czterema laty całe dwie rupje. — Była to tania drobnostka z miedzi w kształcie serca, z trzema przegródkami na ziarenka betelu, rumianek i liście... które jednak napełniono tabletkami chininy. — Jest to nagroda za pańskie wzorowe przebranie się za tego męża. Bo widzisz pan, jesteś pan jeszcze młody, i zdaje się panu teraz, że tak będzie wiecznie, wobec czego nie troszczysz się pan jeszcze o swoje ciało. Tymczasem, gdy w czasie roboty zaskoczy człeka choroba, to bardzo jest przykre. Ja sam lubię ogromnie medykamenty, a przytem wygodnie jest mieć je nieraz przy sobie do leczenia biedaków. Są to dobre medykamenty, z departamentalnej farmacji, chinina i tem podobne.

—   28   —