Strona:Rudyard Kipling - Kim T2.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

bub. — Dalej, zaczynaj teraz „dawut” (wstęp do czarów). Musisz go dobrze zabezpieczyć.
O, Ty, który słyszysz. Ty, który słuchasz uszyma, przybądź. Wysłuchaj, ty, który słyszysz — jęczała Hun fa, zwracając swe nieruchome białka na zachód.
Ciemny pokój napełnił się jękami i ciężkiem sap niem.
Na zewnętrznym balkonie jakaś ogromna, korpulentna postać podniosła okrągłą jak kula głowę i zakaszlała nerwowo.
— Nie przyzywaj tej brzuchomówczej nekromancji, przyjacielu — odezwała się po angielsku.
— Wyobrażam sobie, że musi to być mocno nieprzyjemne, ale jakiś niedoświadczony spektator mógłby się tutaj tęgo zemocjonować.
— . . Przygotuję wszystko dla ich zaguby. O Proroku, zlituj się nad niewiernymi. Zostaw ich samych na chwilę. — Twarz Hunify zwrócona ku północy pracowała straszliwie i zdawało się, jakby jej jakieś głosy odpowiadały z sufitu.
Hurree Babu notował coś w swoim notesie, opierając się o framugę okna, ale ręka drżała mu. Hunifa, jakby po zażyciu jakichś odurzających ziół, wiła się na wszystkie strony, siedząc na skrzyżowanych nogach przy nieruchomej głowie Kima i wywoływała djabłów jednego po drugim, według starego rytualnego porządku, wzywając ich, by omijali chłopca we wszystkich jego czynnościach.
U Niego są klucze Tajemnych Rzeczy. Nikt nie wie o nich, oprócz Niego Jednego. On wie co się dzieje na lądzie i na morzu”. — W odpowiedzi słychać było jakieś nieludzkie, nieziemskie świsty.
— Zaczynam się obawiać, czy ta operacja nie jest może szkodliwa? — rzekł Babu, obserwując

—   52   —