Strona:Rudyard Kipling - Kim T2.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

— To przecież jest „kichree” — przyprawa z jarzyn — rzekł Kim.
— Naturalnie, że tak. Wtedy pan mówi na to: „Pokaż no mi ten „tarkeean”. Ja zaś odpowiadam: „To było przyrządzone przez kobietę i może być złe dla twojej kasty”. Pan zaś na to: „Nie istnieją kasty, gdy chodzi o... zobaczenie „tarkeean’u”. Między słowami: „o — zobaczenie”, należy zrobić w środku małą pauzę.
Kim powtórzył całe hasło.
— Doskonale. Wtedy ja muszę pokazać panu mój turkusowy kamyczek i z tego przekonuje się pan, kto ja jestem. Potem porozumiawszy się dopiero, pokazujemy sobie dokumenty i tam dalej. Takie jest postępowanie przepisane dla naszych ludzi. Możemy mówić ze sobą różnie, raz o turkusach, to o „tarkeean“, ale zawsze... należy robić w środku małą pauzę między słowami. To bardzo łatwe. Najprzód „Syn Czaru”, — gdy jesteś pan w jakiejś opresji... wtedy powiedzenie to może się na coś przydać. Następnie, gdy chcesz pan zawiązać jakiś oficjalny stosunek z kimś, kogo pan nie znasz, zaczynasz pan gadać z nim o „tarkeean”. Naturalnie, że teraz nie potrzebujesz pan tego robić, bo nie masz pan żadnego oficjalnego zlecenia. Jesteś pan — aha! „nadliczbowym wziętym na próbę”. Jest to zgoła wyjątkowy przypadek. Gdybyś pan był Azjatą z pochodzenia, mógłbyś pan być zużytkowany do natychmiastowej służby. Tymczasem ten półroczny urlop ma panu posłużyć do odanglizowania się, rozumiesz pan? Lama wyczekuje już pana, bo zawiadamiałem go półoficjalnie, że zdałeś pan wszystkie swoje egzaminy i że wkrótce otrzyma pan rządową posadę. Oho! jesteś pan tymczasowo-urlopowany, jak pan widzi: więc gdyby się panu zdarzyła potrzeba dania pomocy

—   59   —