rzy poczęli gapić się na Mowgliego i wskazywać nań wśród rozmowy i wrzasków.
— Niby to ludzie... a nie znają się na grzeczności! — mruknął Mowgli. — Tylko koczkodany zachowują się tak jak oni!
I żeby im to okazać, odrzucił wtył bujne włosy i spojrzał — jak to mówią — wilkiem na gapiącą się rzeszę.
— Czegóż tu się obawiać? — odezwał się kapłan. — Przyjrzyjcie się znakom na jego ramionach i nogach. To ślady ukąszeń zadanych mu przez wilki. Mamy przed sobą małego wilkołaka, który zbiegł z kniei.
Istotnie na ramionach i nogach Mowgliego widać było białe blizny, wynikłe stąd, że wilczęta podczas zabaw czasem uszczypnęły go nieco silniej, niż leżało w ich zamiarze. Jednakże Mowgli nigdyby tych uszczypnięć nie nazwał ukąszeniami; miał bowiem pojęcie o tem, co znaczy prawdziwe ukąszenie.
— Arrè! Arrè — zawołało jednocześnie parę kobiet. — Pokąsany przez wilki!... Biedne dzieciątko! Ale chłopaczek śwarny! Oczki mu się jarzą, kiej ogień! Moiściewy, Messuo!... kropla w kroplę podobny do twego chłopca, co go porwał tygrys!
— Puśćcie mnie! Niechno mu się przypatrzę! — zawołała jakaś kobieta, przybrana w ciężkie miedziane bransolety na rękach i nogach.
Przysłoniła ręką brwi i poczęła przyglądać się Mowgliemu.
Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/103
Ta strona została skorygowana.