Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/114

Ta strona została skorygowana.

Takie to rzeczy opowiadają sobie pastuszkowie. Pozatem śpią, budzą się i znów zasypiają, to plotą małe koszyczki z suchego sitowia i zbierają do nich szarańczę, to znów łapią duże wieszczki-modliszki[1] i jątrzą je do wzajemnej walki; to splatają naszyjniki z czerwonych i czarnych orzeszków leśnych, to znów przyglądają się jaszczurkom, wygrzewającym się na słońcu lub wężom, polującym na żaby koło bajorka. Kiedyindziej zaś śpiewają długie, długie pieśni, kończące się dziwnemi trelami, do których zdolni są jedynie krajowcy. Dzień jeden tym pastuszkom wydaje się dłuższy niż innym ludziom nieraz całe życie — więc czasami też zdobędą się i na to, by budować z błota zamki pełne ulepionych z błota postaci ludzkich, koni i bawołów, wkładają tym ludziom patyki do rąk i bawią się, że sami są królami lub bożkami, a owe figurki stanowią ich wojskową drużynę, czy rzeszę wielbicieli. Wkońcu nadchodzi wieczór. Na głos chłopięcych nawoływań, bawoły z głuchem dudnieniem, przypominającem huk armat, poczynają jeden za drugim wyłazić co żywo z kleistego błota i długim szeregiem snują się przez szarą równinę ku połyskującym ogniskom wiejskim.

Dzień po dniu upływał — a każdego dnia Mowgli wiódł bawoły ku ich błotnym legowiskom; każdego dnia dostrzegał z odległości półtorej mili sylwetkę Szarego Brata za pastwiskiem, dzięki

  1. Owad z gatunku prostoskrzydłych, większy od konika polnego, składający przednie łapki jakby do modlitwy.