dziecinny dla swych młodych; ale ponieważ każdej wiosny pojawiało się tam czterdzieści do pięćdziesięciu tysięcy fok, polujących na to samo, przeto całe wybrzeże rozbrzmiewało pogwizdywaniem, rykiem, wrzaskiem i parskaniem, mającem w sobie coś przerażającego.
Ktoby stanął na wzgórku, noszącym nazwę Hutchinson’s Hill, miałby przed sobą dziwny widok: oto ląd w promieniu półczwartej mili roił się od walczących z sobą fok, a powierzchnia spienionego przyboju była usiana głowami fok, płynących rączo ku brzegowi celem wzięcia udziału w walce. Walczyły na falach łamiących się o wybrzeże, walczyły na piaszczystej płaskoci, walczyły na wygładzonych wodą skałach bazaltowych, gdzie miały wychowywać swą dziatwę; wszędzie walczyły z sobą — bo były tak niemądre i niezgodne, jak ludzie.
Samice nie pojawiały się na wyspie wcześniej jak z końcem maja lub początkiem czerwca, bo nie chciały, by rozszarpano je na strzępy; zasię młodzież w wieku dwu, trzech i czterech lat, która jeszcze nie założyła gniazda rodzinnego, udawała się wgłąb lądu, o jakie pół mili poza szrankami walczących i bawiła się w wielotysięcznych stadach wśród wydm piaszczystych, doszczętnie zacierając wszelki ślad zieloności, jaki tam się pojawił. Dawano im nazwę „chołostiaki“[1] — nieżonaci — a w samej Siewierowostocznej było ich jakie dwa do trzech tysięcy.
- ↑ Wyraz rosyjski oznaczający „kawalera“. Etymologicznie odpowiadać mu może polski wyraz „chłystek“.