rew podwodnych lub wyrwać świdraka-skałotocza z jamy pomiędzy wodorostami; jak przepływać koło szczątków okrętów spoczywających w głębi stu sążni pod wodą i przemykać się w pogoni za rybą przez okna kajut szybko i zwinnie niby kulka karabinowa; jak pląsać po grzywach fal, gdy niebo przerzynają migoty błyskawic, i jak oddawać grzeczny ukłon płetwą kusoogoniastemu albatrosowi i orlikowi morskiemu, gdy leci niesiony wiatrem; jak wyskakiwać, na wzór delfina, na cztery stopy ponad wodę, podwinąwszy płetwy i ogon. Dowiedział się ponadto, że ryby latające należy zostawiać w spokoju, gdyż są zbyt ościste; że warto w pełnym pędzie dać nura na dziesięć sążni pod wodę, by wyrwać dorszowi płat mięsa z grzbietu; że nie należy przystawać ani gapić się, gdy w pobliżu przepływa statek lub, cogorsza, łódź pędzona wiosłami. Z końcem szóstego miesiąca Kotik już poznał wszystko, co godne było poznania w zakresie rybołówstwa. Przez cały ten czas ani razu nie stanął opłetwioną łapą na suchym lądzie.
Atoli pewnego dnia, gdy w półsennem rozmarzeniu spoczywał na ciepłej toni, kędyś koło wyspy Juan Fernandez, poczuł jakąś rozlazłość i ociężałość, podobną tej, która obezwładnia ludziom nogi na wiosnę, — i naraz przypomniał sobie miłe skaliste wybrzeża Siewierowostocznej, odległej o siedem tysięcy mil morskich, zabawę z towarzyszami, zapach morskiej kidzeny[1], wrzaski fok i staczane
- ↑ Porosty, zalegające powierzchnię morza; to mniej-więcej co „webło“.