— Wej! — odezwał się Pantelejmon. — Dyć to biały zelint![1]
Kiryła Buterin aż zbielał na całej twarzy, mimo że była tęgo usmarowana tranem i sadzą — był on bowiem z pochodzenia Aleutem, a Aleutowie myją się najwyżej raz do roku. Zamruczał jakiś pacierz pod nosem, poczem ozwał się do syna:
— Nie ruszaj go, Pantelejmonie. Nigdy jeszcze nie było białej foki... odkąd... odkąd żyję na świecie. Może to widmo starego Zacharowa, który zginął rok temu podczas wielkiej nawałnicy!
— Nie podchodzę nawet ku niemu — odpowiedział Pantelejmon. — Gotowa nam ta bestja przynieść nieszczęście. Ociec, a czy wy naprawdę myślicie, że to stary Zacharow w takiej postaci pokutuje po świecie? A dyć ja mu tam jestem cosik winien za jajka mewie...
— Nie patrz na niego! — burknął Kiryła. — Zagarnij tę gromadę czterolatków. Dzisia ludziska powinniby oporządzić dwieście sztuk, ale to dopiero początek sezonu i jeszcze się nie wciągnęli do roboty... więc setka narazie wystarczy. Zwijaj się żwawo!
Pantelejmon, stanąwszy przed sporą gromadą „chołostiaków“, zachrzęścił kołatką z dwóch foczych kości łopatkowych. Zwierzęta zatrzymały się w miejscu jak wryte, sapiąc i parskając. Przystąpił ku nim bliżej; foki ruszyły z miejsca, dając się Kiryle Buterinowi pędzić wgłąb lądu i nawet nie próbując wracać ku towarzyszom. Setki, setki
- ↑ Zelint — nazwa foki u naszego ludu nadmorskiego.