— Niech ci sprzyja szczęście, Wodzu Wilków; niech szczęście i mocne białe kły sprzyjają twojej szlachetnej dziatwie, by nigdy nie zapominała o głodnych na tym świecie.
Był to lizus-wyjadacz, szakal Tabaqui. Wilki, żyjące w Indjach, czują do Tabaquiego odrazę, za to że ten włóczy się wszędzie, wróżąc nieszczęście, znosząc plotki i zjadając łachmany oraz strzępy skóry ze śmietników wiejskich. Pozatem jednak boją się go, gdyż Tabaqui w większym stopniu niż ktokolwiek w dżungli jest skłonny do ulegania szaleństwu; wówczas zapomina, że bał się kogoś kiedykolwiek, i biegnie przez las, kąsając każdego, kogo napotka. Nawet tygrys ucieka i kryje się, ilekroć Tabaqui oszaleje — gdyż szaleństwo jest największem nieszczęściem, jakie spaść może na dzike stworzenie. My chorobę tę zwiemy wścieklizną, ale zwierzęta dżungli nadają jej nazwę „dewanee“ — szaleństwo — i uciekają przed nią.
— Wejdźże więc i rozejrzyj się wokoło — odrzekł Ojciec Wilk, — ale jedzenia tu nie znajdziesz.
— Juści, dla wilka go nie starczy — rzekł Tabaqui — ale dla takiego chudziny, jak ja, nawet sucha kość będzie wspaniałą ucztą. Kimże jesteśmy my Gidur-log (szakale)[1] — byśmy mogli grymasić i wybredzać w jedzeniu?
Powlókł się wgłąb jaskini. Znalazł tam kość antylopy z odrobiną mięsa. Usiadł i jął z radością chrupać niedogryzek.
- ↑ Czyt. Dżidar-log.