Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/161

Ta strona została skorygowana.

Wtedy — jakby go coś oświeciło — przypomniał sobie nagle, co mu krzyknęła mewa-śmieszka, gdy jako mały roczniaczek przybył na Wyspę Morsów. Zatoczył się z radości i rzucił się nawznak w wodę, bo już wiedział, że nakoniec udało mu się znaleźć Krowy Morskie.
Zasypał je pytaniami we wszystkich językach, jakich nauczył się podczas swych wędrówek — a trzeba wiedzieć, że stworzenia morskie mówią prawie tyloma językami, co ludzie. Ale krowy morskie wciąż tylko wiosłowały pletwami, gryzły i przeżuwały kidzenę, nie odpowiadając na zapytania — jako że te stworzenia są całkiem pozbawione mowy. Mają w karku jedynie sześć kręgów, tam, gdzie powinny ich mieć siedem, co — jak głoszą plotki, rozpowiadane wśród toni morskich — udaremnia im rozmowę nawet z gronem najbliższych. Zato, jak już wam wiadomo, mają dodatkowe stawy w przednich płetwach — i machając niemi to wdół to wgórę, porozumiewają się z sobą jakby zapomocą niezdarnych sygnałów telegraficznych.
O świcie Kotik postradał już docna cierpliwość i zjeżył groźnie grzywę. Wówczas stała się rzecz nieoczekiwana. Krowy Morskie ruszyły się z miejsca i poczęły zwolna płynąć w kierunku północnym, zatrzymując się od czasu do czasu i odbywając jakieś niezrozumiałe narady wśród ciągłych dygów i ukłonów. Kotik podążył w ich ślady, mówiąc sobie w duchu:
— Nie ulega wątpliwości, że istoty tak głupie i niezdarne dawnoby uległy wytępieniu, gdyby nie