— Wielkie dzięki za tak smaczny posiłek — odezwał się, oblizując wargi. — Jakże piękne są twe szlachetne szczenięta! Jakże piękne mają ślepia! A przytem jakie jeszcze młode! Zaprawdę, powinienem mieć w pamięci, że dzieci królów są od samego urodzenia dorosłe.
Tabaqui, równie jak ktokolwiek inny, wiedział dobrze, że niema gorszego nieszczęścia, jak mówić pochlebstwa w oczy dzieciom — więc miło mu było patrzeć na zmartwioną minę Mamy Wilczycy i Ojca Wilka.
Siedział spokojnie, radując się wyrządzoną przez siebie przykrością — poczem rzekł złośliwie:
— Shere Khan[1], który jest Olbrzymi, zmienił łowisko. W ciągu najbliższego miesiąca będzie polował pośród naszych gór. Sam mi o tem opowiadał.
Shere Khan był to tygrys, który przemieszkiwał o dwadzieścia mil opodal, nad brzegami rzeki Waingungi.
— Wara! — szczeknął gniewnie Ojciec Wilk. — Według Praw Dżungli nie wolno mu bez stosownego ostrzeżenia zmieniać siedziby. On tu nam wypłoszy wszelką zwierzynę w okręgu mil dziesięciu, a ja... ja muszę teraz polować za dwoje.
— Jego matka nie bez powodu nazwała go Lungri[2] Kuternogą) — odezwała się spokojnie Mama Wilczyca. — Od urodzenia kulał na jedną nogę. Z tego powodu zabijał jedynie bydło. Teraz