Był to mangus czyli ichneumon, z sierści i z kształtu ogona podobny nieco do małego kociaka, natomiast z głowy i z obyczajów zupełnie przypominający łasicę. Miał czerwone ślepki i takiegoż koloru koniuszek wiecznie ruchliwego noska. Umiał skrobać się każdą nóżką, przednią czy tylną, w każdą część swego ciała — a z wielkiem upodobaniem uprawiał to zajęcie. Umiał też nastroszyć sierść w ogonie, nadając temuż wygląd szczoteczki do szorowania butelek, a gdy baraszkował wśród bujnej trawy, zawsze go można było poznać po okrzyku wojennym:
— Rikk-tikk-tikki-tikki-czik!
Pewnego dnia wielka powódź letnia nawiedziła wzgórek, na którym mieszkał przy ojcu i matce, i uniosła szamocącego się i krzyczącego nieboraka, aż nakoniec osadziła go w jakimś rowie przydrożnym. Znalazłszy tam kępkę płynącej trawy, uczepił się jej i płynął wraz nią tak długo, póki nie utracił doszczętnie świadomości co się z nim dzieje.
Gdy powrócił do przytomności, stwierdził, że leży — cały jeszcze ociekając wilgocią — pośrodku zalanej słońcem ścieżki ogrodowej; nad nim stał jakiś młody chłopak i właśnie przemawiał:
— Tu leży nieżywy ichneumon. Sprawmy mu pogrzeb.
— Nie — odpowiedziała matka. — Weźmy go do domu, niech się osuszy. Może on jeszcze żyje.
Zabrano go więc do domu. Tam jakiś duży człowiek ujął go w dwa palce, podniósł do góry, i obejrzawszy na wszystkie strony, orzekł, że zwierzak
Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.