Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

złowrogiemi wężowemi oczyma, które nigdy nie zmieniają wyrazu, jakiekolwiekby były zamiary gadziny.
— Pytasz, kto to Nag? — zasyczał. — Ow-sz-szem, to ja nim jes-s-tem. Wielki Brahma dał tę oto cechę całemu naszemu plemieniu, gdy pierwszy kobra rozpostarł swój kaptur, by śpiącego bożka osłonić przed spieką słoneczną. Patrz — i drżyj!... bom s-strasz-szny!
Rozpostarł kaptur jeszcze szerzej i Rikki-Tikki ujrzał na nim ów znak okularów, który istotnie wygląda jak oprawa dwóch szkieł wraz z mostkiem. Przez chwilę strach go obleciał — i natychmiast przeminął, gdyż ichneumon nie umie długo żywić trwogi; zresztą, choć Rikki-Tikki nigdy wpierw nie spotkał się z żywym okularnikiem, to jednak nieraz pożywiał się ich mięsem, upolowanem przez matkę, a wiedział, że głównem zadaniem życiowem każdego mangusa jest zwalczanie i zjadanie wężów. Nag również o tem wiedział, przeto w głębi bezlitosnego serca czuł wielką trwogę.
— Dobrze, dobrze! — sarknął Rikki-Tikki, a ogon mu się zaczął jeżyć jak szczotka. — Cechy cechami, ale kto waszmości pozwolił wyjadać pisklęta z gniazda?
Nag zamyślił się, śledząc najmniejszy ruch trawy poza grzbietem Rikkiego. Wiedział, że obecność mangusów w ogrodzie wróży prędzej czy później śmierć jemu i jego rodzinie, roił jednak o tem, by zmylić czujność zwierzęcia. Zwiesił więc nieznacznie głowę, przechylił ją wbok i zagaił rozmowę.