Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

grzmiący kij i rozpłatał Naga na dwoje! Nag zdechł... zdechł!... Już nigdy nie będzie zjadał mych dziatek.
— Wszystko to mniej więcej prawda... Ale gdzie Nagaina? — zapytał Rikki-Tikki, rozglądając się ostrożnie wokoło.
— Nagaina podeszła do otworu w łazience i przywoływała Naga — śpiewał dalej Darzee. — I Nag wyszedł... ale na kiju. Stróż wziął go na kij i wyrzucił na kupę śmieci. Zaśpiewajmy więc pieśń o wielkim, krwawookim Rikki-Tikki!...
I począł śpiewać, ile mu tylko tchu stało w małem gardziołku.
— Gdybym potrafił wedrzeć się do twego gniazda, tobym ci powyrzucał wszystkie pisklęta! — zawołał Rikki-Tikki. — Nie umiesz niczego czynić we właściwym czasie! Ty tam się czujesz bezpieczny w swem gnieździe, ale mnie tu czeka walka. Przerwij na chwilę te śpiewy, mój Darzee!
— Na rozkaz wielkiego i pięknego Rikki-Tikki przerywam moje pienia! — oświadczył Darzee. — Czego życzysz sobie, zabójco straszliwego Naga?
— Pytam się już po raz trzeci: gdzie jest Nagaina?
— Na śmietniku koło stajni... opłakuje Naga. Wielki jest Rikki-Tikki o białych zębach...
— Ja ci tu pokażę białe zęby!... Czy ci wiadomo, gdzie ona złożyła jajka?
— Na grzędzie melonów w końcu ogrodu... pod murem, gdzie słońce dogrzewa niemal przez