póty go tłukł i kuksał, póki ten nie stał się potulny, jak baranek; tymczasem ludzie siedzący na innych słoniach, rzucali pętlice i krępowali pomniejsze zwierzęta.
Nie było takiego sposobu walki, któregoby nie znał i nie wypróbował stary i mądry Czarny Wąż, Kala Nag. Nieraz naraził się na napad ze strony zranionego tygrysa — i podwinąwszy trąbę, by uchronić ją od okaleczenia, nagłym, wynalezionym przez siebie sierpowatym rzutem głowy przewracał bestję na bok jeszcze podczas skoku, a zwaliwszy go na ziemię, klękał na nim i póty go dusił swemi potężnemi kolanami, aż bestja wśród wycia i charkotu wydała z siebie dech ostatni i na ziemi spoczęła jakaś bezkształtna pręgowana masa, którą Kala Nag mógł spokojnie wlec za ogon.
Jego poganiacz, Duży Toomai[1], syn Czarnego Toomai, który prowadził go do Abisynji, a wnuk Toomai’go, Opiekuna słoni, który był świadkiem jego pojmania, nieraz mawiał:
— Tak, tak! Czarny Wąż nie lęka się nikogo i niczego, oprócz mnie. Widział już trzy nasze pokolenia, które go żywiły i obrządzały, a jeszcze ze cztery pokolenia przeżyje napewno.
— Oho! on się i mnie też boi — odpowiadał Mały Toomai, prostując się dumnie na całą wysokość czterech stóp swego wzrostu, okrytego jednym tylko strzępkiem odzieży. Liczył on sobie lat dziesięć i był najstarszym synem Dużego Toomai, więc zgodnie z tradycją winien był — z chwilą
- ↑ Czyt. Tume.