nieco przycichła, ponad trąbieniem i skowytem pętanych słoni, ponad szczękiem łańcuchów i trzeszczeniem palisady słychać było piskliwy głosik dodający zachęty Kala Nagowi:
— Maîl, maîl, Kala Nag! (Naprzód, naprzód, Czarny Wężu!) Dant do! (Dźgnij go kłami!) Somalo! Somalo! (Ostrożnie! ostrożnie!) Maro! Maro! (Wal w niego, jak w bęben!) Uważaj na pal! Arre! Arre! Hai! Yaj! Kya-a-ah![1]
Tak krzyczał; tymczasem Kala Nag toczył zawzięte boje z dzikim słoniem, uganiając za nim po całej Keddah, a starzy pogromcy słoni, ocierając pot zalewający im oczy, znajdowali przecie niekiedy chwilę czasu, by skinąć przyjaźnie ręką małemu Toomai, ledwo mogącemu z radości usiedzieć na słupie.
Ale nie dość jeszcze mu było tej uciechy! Pewnej nocy ześliznął się ze słupa, przemknął się pośród słoni i pochwyciwszy upuszczony koniec sznura, rzucił go poganiaczowi, który daremnie silił się zarzucić pętlę na nogę młodemu wierzgliwemu słonięciu (wiadomo, że z młodzikami zawsze bywa więcej kłopotu niż z dorosłemi stworzeniami). Kala Nag, spostrzegłszy to, ujął go w trąbę i podał Dużemu Toomai, który wymierzywszy chłopcu parę klapsów w odpowiednią część ciała, usadowił go zpowrotem na palisadzie. Nazajutrz sprawił mu tęgą burę:
— Już ci nie wystarczają porządne murowane koszary i noszenie namiotów, smarkaczu? Za-
- ↑ Czyt. Hej! Jej! Kaj-a!