— i pożyczył mu tam-tamu — czyli małego płaskiego bębenka, w który uderza się dłonią. Gdy zabłysły pierwsze gwiazdy, mały Toomai siadł w kuczki na stercie paszy przed Kala Nagiem, trzymając tam-tam na kolanach, i bębnił, bębnił, bębnił — a im więcej rozmyślał o wielkiem splendorze, jaki nań spłynął, tem silniej uderzał w bębenek. Nie potrzeba mu było ani słów ani melodji; upajał się samem bębnieniem i swą samotnością.
Świeżo złapane słonie szarpały się na uwięzi, kwicząc i trąbiąc od czasu do czasu, a z szałasu dolatywał głos matki Toomai’ego, kołyszącej jego malutkiego braciszka. Nuciła prastarą śpiewkę o wielkim bożku Shivie[1], który ongi każdemu ze stworzeń wskazał właściwe pożywienie. Pierwsza zwrotka tej kołysanki — nader skutecznej przy usypianiu — brzmi jak następuje:
Shiva, co darzy nas plonem i wichrów zsyła nawał,
Przed bardzo dawnym wiekiem dary swe rozdawał.
Każdy wówczas z rąk jego pracę i żywność odebrał:
Zarówno król na tronie, jak dziad, co w bramie żebrał.
Wszystko w świecie stworzył nasz Opiekun Shiva —
Mahadeo! Mahadeo! On to dał
Osty dla wielbłąda, paszę dla krowiny,
A serce matki pod senną główkę, synku mój jedyny!
Mały Toomai radosnem uderzeniem w tam-tam wtórował każdej kadencji — aż wkońcu, zmorzony snem, rozciągnął się na sianie przy boku Kala Naga.
- ↑ Shiva — czytaj Siwa (ś jak w pol. Siwek, Siwula) — obok Brahmy i Vishnu trzecia osoba Trimurti — wielkiej trójcy bogów indyjskich.