pni drzewnych słychać było odyńca, ryjącego zawzięcie w wilgotnej ciepłej ziemi i parskającego przy tej robocie.
Nagle gałęzie znów zwarły się nad głową chłopaka — a Kala Nag zaczął zstępować w dolinę. Tym razem nie szedł już krokiem spokojnym, ale mknął pędem — jak armata staczająca się w przepaść. Olbrzymie nożyska poruszały się równomiernie i wytrwale, jak tłoki, sadząc po ośm stóp za każdym krokiem, aż chrzęściła fałdzista skóra na zgięciach kolan. Podszycie leśne po obu jego bokach łamało się z trzeszczeniem, przypominającem odgłos rozdzieranego płótna; młode witki, roztrącone jego łopatkami, odskakiwały zpowrotem i chłostały go po żebrach, a wielkie smugi powikłanych pnączy zwisały mu na kłach, któremi torował sobie drogę w gęstwinie. Wobec tego Mały Toomai, bojąc się, by która z rozbujanych gałęzi nie zmiotła go na ziemię, przywarł kurczowo do ogromnego karku zwierza, i wyrażał w duchu życzenie, by mógł znaleźć się znów w bezpiecznej zagrodzie.
Trawa zaczęła się stawać miękka i kleista; nogi Kala Naga raz wraz zapadały się i grzęzły w trzęsawisku, a nocna mgła, leżąca na dnie doliny, przyprawiła Małego Toomai o ziąb i dreszcze. Rozległ się plusk, bulgotanie i szmer płynącej wody. Kala Nag począł brnąć przez łożysko rzeki, stawiając poomacku krok każdy. Ponad chlupotem wody, rozbryzgiwanej nogami słonia, słychać było zarówno w górnym jak dolnym biegu rzeki inne jeszcze
Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.