i skoczyła wprzód, a jej oczy mignęły zielonawym blaskiem w ciemności, niby dwa księżyce, mierząc się z rozjarzonemi oczyma Shere Khana.
— A ja, Raksha[1] (Djablica), odpowiem ci na to! Szczenię ludzkie do mnie należy... wiedz o tem, Lungri! Jesto moje i do mnie należy! My go nie zabijemy! Będzie żyło, by mogło biegać i polować wraz z naszą gromadą... aż wkońcu... wiedzno o tem, ty łowco małych nieowłosionych szczeniąt, zjadaczu żab, morderco ryb!... on zapoluje i na ciebie! A teraz zabieraj się stąd! bo, na Sambhura[2], któregom zabiła (ja nie żywię się zdechającem bydłem!), powleczesz się do swej mamy, bardziej jeszcze utykając na nogę, niż kiedykolwiek w życiu, ty bestyjo, napiętnowana ogniem na pośmiewisko całej dżungli! Kusz-sz!
Ojciec Wilk patrzył w zdumieniu... Już niemal zatarły mu się w pamięci owe dni, gdy w chlubnej walce z pięcioma wilczurami zdobył Matkę Wilczycę — i gdy ona biegała ze stadem, niebezpodstawnie nosząc przydomek Djablicy. Wpierw Shere Khan nie wahał się patrzeć w oczy Ojcu Wilkowi, teraz jednak nie śmiał zadzierać z Matką-Wilczycą, — gdyż wiedział, że w obecnej sytuacji miała nad nim, ze względu na swe stanowisko, stanowczą przewagę, i gotowa była walczyć na śmierć i życie. Warcząc, wycofał się z wylotu jaskini, a znalazłszy się na swobodzie, krzyknął: