— Szczekaj, burku, na swojem podwórku! Zobaczymy, co o tem przyhołubianiu ludzkich szczeniąt powie wasza Gromada! Szczenię do mnie należy — i wiedzcie o tem, kito-ogoniaści złodzieje, iż kiedyś dostanę je w swoje zęby!
Matka Wilczyca, sapiąc, legła znów pośród wilczątek, a Ojciec Wilk odezwał się do niej z powagą.
— W słowach Shere Khana było sporo prawdy. Musimy pokazać to szczenię gromadzie. Czy jeszcze masz ochotę chować go, Matko?
— Chować go! — żachnęła się wilczyca. — Przyszło to-to w nocy, goluteńkie, przez wszystkich opuszczone i głodniuśkie... a nie bało się nic a nic! Patrz, już-ci jednego z mych smyków odtrąciło na bok! Ten kulawy rzeźnik byłby zabił to maleństwo i uciekłby nad Waingungę, a tutejsi wieśniacy, powodowani zemstą, urządziliby obławę na nasze leżyska! Czy mam go chować? Juści, że będę go chowała! Leż spokojnie, żabuchno. O mój Mowgli[1] — bo będę cię odtąd nazywała Mowgli’m czyli Żabą — nadejdzie czas, kiedy zapolujesz na Shere Khana, jak on dziś polował na ciebie!
— Ale co na to powie Gromada? — zagadnął Ojciec Wilk.
Prawo Dżungli całkiem wyraźnie głosi, że wilkowi, mającemu rodzinę, wolno mieszkać zdala od gromady, do której należy — ale gdy jego wilczęta natyle już podrosną, iż mogą stać o własnej sile, winien przyprowadzić je na Wiec Gromadzki, od-
- ↑ Czyt. Maugli.