Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy nawet nie pozwolą mu się wyspać? Kto tu?
— Jestem muł od tylnej części armatki Nr. 2 pierwszej Baterji Górskiej — odrzekł muł, — a ten drugi to jeden z twoich przyjaciół. On i mnie przebudził ze snu. Ktoś ty?
— Koń Dicka Cunliff’a, Numer 15, szwadronu E, dziewiątego pułku lansjerów. Posuń-no się trochę!
— Przepraszam — odpowiedział muł. — Jest tak ciemno, że krzynę niedowidzę. Czy te wielbłądy nie powściekały się... i to bez powodu? Wyszedłem z mojego rejonu, by znaleźć tu odrobinę ciszy i spokoju.
— Mości panowie — ozwał się pokornie wielbłąd — w nocy trapiły nas straszne sny, więc mieliśmy tęgiego pietra. Co do mnie, jestem jedynie zwykłym jucznym wielbłądem 39 pułku piechoty tubylczej i nie śmiem równać się z wami zacnością urodzenia i odwagą.
— A więc, u licha, czemuż to nie dźwigasz juków 39 pułku tubylczego, zamiast rozbijać się po całym obozie? — zapytał muł.
— Te sny były straszliwe... o jakże straszliwe! — jęknął wielbłąd. — Bardzo przepraszam. Ale słuchajcie!... Co to takiego? Czy mamy znów uciekać?
— Siedź spokojnie — skarcił go muł — bo inaczej poprzetrącasz sobie długie nożyska między lawetami armat.
Nadstawił jedno ucho i począł nadsłuchiwać.