bywający się zazwyczaj raz na miesiąc przy pełni księżyca, — by wilki mogły się z niemi zapoznać. Po tych oględzinach wilczęta mogą sobie hasać, gdzie im się podoba — a póki nie upolują pierwszego kozła, byłoby zbrodnią nie do przebaczenia, gdyby który z dorosłych wilków, należących do gromady, ważył się choćby jedno z nich zabić. Zabójcę — o ile dowiedzie mu się winy — czeka kara śmierci. Zastanowiwszy się nieco, sami dojdziecie do wniosku, że inaczej być nie może.
Ojciec Wilk czekał do czasu, póki jego małe nie nauczyły się jako-tako biegać, poczem w noc Wiecu Gromadzkiego powiódł je wraz z Mowglim i Matką Wilczycą na Skałę Narady. Tę nazwę nosił wierzchołek wzgórza, zasypany rumowiskiem kamiennych brył i głazów, gdzie mogło się przyczaić choćby sto wilków. — Akela, wielki szary Wilk-Samotnik, który dzięki swej sile przewodził całej gromadzie, rozciągnął się, jak długi, na głazie, stanowiącym zwykłe jego siedlisko, poniżej zaś zasiadło czterdzieści — a może i więcej — wilków wszelakiej maści i wielkości: począwszy od weteranów o borsukowatej sierści, którzy w pojedynkę dawali sobie radę z kozłem antylopy, a skończywszy na młodych czarnych trzylatkach, które mniemały, iż potrafią dokonać tegoż czynu. Wilk-Samotnik już od roku przewodził gromadzie. W latach młodszych dwukrotnie złapano go w pastkę, a raz otłuczono go kijami i porzucono, mniemając, że już puścił z siebie ostatnią parę. Miał więc sposobność poznać zwyczaje i nałogi ludzkie.
Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/25
Ta strona została skorygowana.