Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.

własnością rządu. Chodźno, młokosie, wracamy do naszych kwater. Dobranoc, Australczyku! Zobaczym się jutro może... na przeglądzie. Dobranoc, stogu siana, a staraj się panować nad sobą! Dobranoc, Dwuogończe! Gdy będziesz jutro przechodził koło nas na placu ćwiczeń, zostaw w spokoju trąbę. To trąbienie jeszczeby wywołało zamęt w szergegu. Mamy własnych trębaczy!
To rzekłszy, Billy pokusztykał chwiejnym, utykającym chodem starego wiarusa, a koń podszedł ku mnie i począł gmerać nosem w mej kamizelce. Dałem mu kawałek suchara, a Vixen, który jest psiną bardzo zarozumiałą, nałgał mu niestworzonych rzeczy o wielkiej stadninie, jaką we dwójkę posiadamy.
— Jutro przyjadę w psiej karetce na przegląd wojskowy — zapowiedział. — A gdzie ty wtedy będziesz się znajdował?
— Na lewem skrzydle drugiego szwadronu. Ja nadaję tempo całemu szwadronowi, mój miły piesku — odrzekł koń grzecznie. — A teraz muszę wrócić do Dicka. Uchlastałem sobie błotem cały ogon, więc biedak będzie musiał natrudzić się ze dwie godziny, zanim mnie wypucuje na paradę.

∗                ∗

Popołudniu odbyła się wielka parada, w której wzięła udział, jak jeden mąż, cala 30-tysięczna załoga obozu. Vixen i ja dostaliśmy wyborne miejsce w pobliżu wicekróla oraz emira. Władca Afganistanu wystąpił w wysokim czarnym kołpaku