Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/63

Ta strona została skorygowana.

Żadne ze zwierząt nie umiało ich dosięgnąć, ale też żadne nie zwracało na nie uwagi. Przeto wielce uradowały się małpy, że zdołały wciągnąć Mowgliego do zabawy i że ściągnęły na siebie taki gniew starego Baloo. Na niczem więcej im nie zależało — boć Bandar-logowi nigdy na niczem nie zależy. Atoli jednej z małp przyszedł do łba pomysł, który uznała za świetny: oznajmiła towarzyszkom, że obecność Mowgliego mogłaby przynieść ich społeczeństwu wielki pożytek, gdyż chłopak umie pleść z gałązek zasłony od wiatrów, przeto gdyby go schwytały, mógłby nauczyć je tego rzemiosła. Istotnie Mowgli, który był synem drwala, miał zwyczaj — snadź pod wpływem dziedzicznego instynktu — splatać małe szałasy z opadłych gałęzi, sam nie wiedząc, gdzie się tego nauczył. Małpy, siedzące na drzewach, przyglądały się jego zabawie — i spodobała się im nadzwyczajnie. Powiedziały sobie, że tym razem już naprawdę będą miały zwierzchnika i staną się najmędrszem plemieniem w puszczy — tak mądrem, że każdy będzie im zazdrościł i zwracał na nie szczególną uwagę.
Przeto cichaczem, bez najmniejszego szelestu, szły trop w trop za niedźwiedziem Baloo, Bagheerą i Mowglim przez całą puszczę, póki nie nadszedł czas południowej drzemki. Wówczas Mowgli, markotny i zbity z pantałyku, położył się między panterą i niedźwiedziem, i postanowiwszy sobie że nie będzie nigdy się zadawał z małpiem plemieniem, — zasnął głęboko.