Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/72

Ta strona została skorygowana.

dni mojej młodości... dziś nie znajdziesz innych, jak tylko pogniłe pręty i uschłe badyle!
— Może i twój ciężar odgrywa w tem niejaką rolę? — zauważył Baloo.
— O tak, jestem bardzo długi... bardzo długi — odrzekł Kaa z odcieniem dumy. — Mimo wszystko, główną winę ponosi kruchość dzisiejszych drzew. Na ostatniem polowaniu o mało co... tak jest, o mało co nie spadłem na ziemię. Nie objąłem dobrze pnia ogonem, i zsunąłem się wdół z takim trzaskiem, że zbudziłem małpy, które zaczęły mnie obrzucać najplugawszemi przezwiskami.
— „Beznoga gadzina... glista ziemna“ — zamruczała Bagheera pod wąsem, jak gdyby usiłowała sobie coś przypomnieć.
— Ssss! Więc to tak mnie one przezywały? — zaperzył się Kaa.
— Coś podobnego krzyczały w naszą stronę podczas ostatniej pełni księżycowej... ale my nigdy nie zwracamy na nie uwagi. Niema istot bardziej bezwstydnych od Bandar-logu. Zawsze paplą, co im ślina przyniesie na język... choćby to, jakobyś ty już utracił wszystkie zęby i polował jedynie na młode koźlątka, ponieważ... ponieważ boisz się rogów kozy... — ciągnęła Bagheera słodkim głosem.
Wprawdzie węże, a szczególnie tak stare i doświadczone pytony, jakim był Kaa, rzadko okazują po sobie, że są gniewne, jednakże Baloo i Bagheera spostrzegli, że olbrzymie mięśnie prze-