nicę. A wówczas w całym kraju wybuchnęła cholera. Zaatakowała półtoramiljonową rzeszę pielgrzymów, zgromadzonych dookoła pewnej świątyni. Wielu skonało u stóp swych bogów, zaś pozostali rozbiegli się w popłochu po kraju, roznosząc zarazę po kraju. To znów cholera ujarzmiała otoczone murami miasta i mordowała po dwustu mieszkańców dziennie. Tłumy przepełniały pociągi, ludzie wisieli na platformach i stopniach wagonów lub kucali na dachach wagonów, lecz zaraza była wśród nich, bo na każdej stacji wyrzucali z wozów umarłych lub konających. Umierali w rowach przydrożnych, a konie Anglików płoszyły się, napotykając ukryte w trawie trupy. Posucha była taka, że ziemia stężała w żelazo, aby nikt nie mógł uniknąć śmierci przez schowanie się pod ziemię. Anglicy odesłali swe kobiety do letnisk w górach i pracowali niestrudzenie, posuwając się naprzód w miarę, jak trzeba było zapełniać luki w szeregach. Holden nieprzytomny z trwogi o jedyny skarb, który mu pozostał na świecie, robił co mógł, aby namówić Ameerę do wyjazdu wraz z matką w Himalaje.
— Dlaczego miałabym wyjeżdżać? — spytała go jednego wieczora na dachu.
— Tu zaraza, ludzie umierają, wszystkie białe kobiety wyjechały.
Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/107
Ta strona została skorygowana.