Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

dotknął jej swą dłonią. Przyśpieszony oddech wskazywał, że albo bała się, albo też cierpiała jakieś bóle, ale ani oczy, ani usta nie dały żadnej odpowiedzi na pocałunki Holdena. Nie było tu nic do powiedzenia, ani do zrobienia. Holden mógł tylko czekać i cierpieć. Właśnie pierwsze krople deszczu zaczęły szumieć na dachu i słychać było okrzyki nadziei w prześladowanem mieście.
Na chwilę powróciła przytomność i usta poruszyły się. Holden pochylił się, chcąc słyszeć.
— Nie bierz nic mojego! — mówiła Ameera. Nie bierz ani włosa z głowy. Onaby go potem spaliła. A ten płomień ja odczułabym. Niżej! Pochyl się jeszcze więcej. Pamiętaj tylko, że ja byłam twoja i dałam ci syna. Choć jutro już poślubisz białą kobietę, rozkosz wzięcia od niej w swe ramiona pierwszego syna na zawsze została ci odjęta. Wspomnij mnie, kiedy ci się urodzi syn — jedyny, który wobec całego świata będzie nosił twe nazwisko. Niechaj niedole jego spadną na moją głowę. Świadczę — świadczę —
Wargi kształtowały słowa u jego ucha.
— Iż niema Boga, prócz ciebie — najrdoższy.
A potem umarła. Holden siedział i mil-