Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/122

Ta strona została skorygowana.

ki jego dobroczynnej owcy bogowie nie zapomną o jego dobrych uczynkach. Odrzekł, iż w następstwie tego, że stopą swą wspaniałą stanąłem na terytorium jego królestwa, zbiory będą prawdopodobnie o siedemdziesiąt procent obfitsze, niż zwykle. Odrzekłem, iż sława króla dotarta do czterech rogów ziemi i że narody zgrzytają zębami, słuchając codziennie hymnów o chwale tego królestwa i mądrości jego, podobnego do księżyca premjera i podobnego do lotosu ministra oświaty.
Następnie usiedliśmy na czystych, białych poduszkach i ja siedziałem po króla prawicy. W trzy minuty później oświadczył mi, że zbiór kukurydzy był niezbyt dobry i że towarzystwa kolejowe nie płacą mu dosyć za drzewo. Rozmowa krążyła wraz z butelkami, przechodzącemi z rąk do rąk, omówiliśmy różne sprawy państwowe i zwolna król zaczął wogóle wtajemniczać mnie w kłopoty swego rządu. Szczególnie szeroko rozwodził się nad wybrykami jednego ze swoich poddanych, który, o ile mogłem zrozumieć, paraliżował władze wykonawcze.
— Za dawnych czasów — mówił król — mógłbym kazać temu tam słoniowi zadeptać go na śmierć. Dziś muszę go odsyłać siedemdziesiąt mil górami do sądu i w dodatku mój