niemu armję. Trzem ludziom rozbił głowy kijem, a dwóch pozostałych uciekło. Prócz tego strzelby nie chciały strzelać.
Widziałem już wyekwipowanie piechoty, jedną trzecią jego część stanowiła stara, z przodu nabijana fuzja na ptaki z wyżartą przez rdzę dziurą tam, gdzie miały się znajdować pistony, drugą obwiązana drutem flinta ze stoczoną przez robactwo osadą, trzecią czterokalibrowa skałkówka na kaczki bez krzemienia.
— Należy jednak pamiętać — odezwał się znów Król, sięgając po flaszkę — że jest bardzo zręcznym wyławiaczem pni i człowiekiem zresztą wesołym. Co ja mam z nim począć, Sahibie?
Sprawa była zajmująca. Bojaźliwy góral odmówiłby raczej dziesięciny bogom, niż podatku swemu królowi.
— Jeśli taka będzie króla wola — odrzekłem — nie zwinę namiotów swych, aż dopiero trzeciego dnia i postaram się zobaczyć tego człowieka. Łaska króla podobna jest do łaski bogów, zaś bunt podpada pod grzech czarnoksięstwa. Prócz tego obie flaszki — a i te drugie też — są puste.
— Pozwalam wam odejść — rzekł król.
Następnego dnia krążył po całem państwie obwoływacz, zwiastując, iż na rzece utworzył się zator i że wszystkim wiernym poddanym
Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/125
Ta strona została skorygowana.